Podróż z maluchem to nie tylko walizki i odprawy, to też sprawdzian cierpliwości, logistyki i matczynej kreatywności. 💪
Mam nadzieję, że tytuł mówi sam za siebie i tłumaczy, dlaczego tak długo nie było nowego wpisu. 😉 Szczerze? Przeżywając każdy z ostatnich dni, już nie mogłam się doczekać, aż przeleję wszystkie myśli i emocje na klawiaturę.
To był tylko krótki wyjazd do Polski, ale wyjątkowy, bo po raz pierwszy leciałam z Felkiem zupełnie sama, a dla niego był to pierwszy lot samolotem 🫣
Oczywiście każda mama i każde dziecko są inne i to, co sprawdziło się u mnie, nie musi działać u wszystkich. Ale jeśli choć jednej mamie ułatwię życie podczas lotu, to znaczy, że warto to napisać🙂
✈️ Najlepszy trik na tanie bilety
Ja leciałam tanimi liniami Wizzair z Leeds do Warszawy. Standardowa opłata za dziecko do 2 roku życia to £35 - maluch siedzi wtedy na kolanach rodzica.
Ale… jest sposób, żeby podróż była tańsza i wygodniejsza!
Nam udało się trafić bilety dla dorosłego za £17, więc kupiłam dwa bilety dla dorosłych zamiast jednego z opłatą za niemowlę. Następnie wystarczy zadzwonić na infolinię Wizzair i poprosić o zmianę danych drugiego pasażera na dane dziecka.
Efekt?
✅ nie płacisz £35 za niemowlę,
✅ masz dodatkowe miejsce w samolocie, co z maluchem jest zbawienne!
🧾 Jak to zrobić krok po kroku
Przy zakupie biletów w polu „drugi dorosły” wpisz:
👉 INFANT + nazwisko dziecka
Podczas odprawy online odzaznacz „infant seat”, odpraw tylko siebie i dziecko. Na lotnisku, przy stanowisku odprawy bagażowej, dostaniesz fizyczną kartę pokładową dla dodatkowego miejsca oraz naklejkę na wózek.
To bardzo ważne, bo wózek możesz mieć ze sobą aż do samej płyty lotniska - oddajesz go dopiero przed wejściem do samolotu, obok schodków. Dla mamy z maluchem to ogromne ułatwienie - nie musisz nosić dziecka przez całe lotnisko. ☝️🙂
🌍 Dwa paszporty – dwa obywatelstwa
Felek ma dwa obywatelstwa i dwa paszporty - polski i brytyjski.
Krótka wskazówka, która może oszczędzić trochę stresu:
🔹 w Polsce pokazujemy celnikom polski paszport,
🔹 w UK - brytyjski.
Odprawiałam go w obie strony na brytyjskim i wszystko poszło bardzo sprawnie.
🎒 Uwaga na „pułapkę bagażową”!
W przypadku Wizzair dostaniecie dwa bagaże podręczne po 10 kg każdy, co brzmi świetnie… ale to właśnie tutaj kryje się mała pułapka. 🫣
O ile jeszcze na lotnisku dawałam radę z torbą przewieszoną przez wózek, to w momencie, gdy musiałam go złożyć i oddać przed wejściem do samolotu - zaczęło się prawdziwe wyzwanie.
Wejście na pokład z plecakiem, torbą i dzieckiem na rękach okazał sie koszmarem, po chwili dogoniły mnie dwie osoby z butami Felka które spadły podczas przeciskania się między fotelami 😅 Nogi dosłownie mi drżały, choć bagaż wcale nie ważył tak dużo.
Dlatego w drodze powrotnej zdecydowałam się dopłacić za większy bagaż rejestrowany i pozbyć się jednego podręcznego.
I powiem Wam szczerze - to był strzał w dziesiątkę. Podróż była o niebo spokojniejsza 😄
🧸 Co się sprawdziło na pokładzie samolotu
Tutaj przeszłam test prawdziwego survivalu mamy😅
Nie zabrałam wielu zabawek i bardzo dobrze! Na tak ograniczonej przestrzeni najlepiej sprawdza się kilka małych rzeczy, które można łatwo wyjąć i schować.
Hitem okazały się spinery, które przyczepiłam do okna samolotu, Felek był nimi zachwycony!
Drugim strzałem w dziesiątkę była nowa książeczka - coś, czego wcześniej nie widział, więc wzbudziło to jego zainteresowanie na dłużej. 📖
No i… coś, co kompletnie uratowało nasz lot – cycuś 💕
Podczas startu i lądowania podawałam mu pierś, żeby pomóc wyrównać ciśnienie w uszach.
Efekt? Zero płaczu, zero paniki, po prostu spokojne dziecko i spokojna mama.
A jeśli nie karmisz piersią - nie martw się!
Butelka z mlekiem lub bidon z wodą zadziała dokładnie tak samo 😊🤞
🩷
To tyle, jeśli chodzi o kwestie logistyczne i praktyczne, czyli pierwszy etap naszej przygody.
Ale wiecie co? To dopiero połowa historii. Bo podróż z dzieckiem, szczególnie gdy leci się zupełnie samemu, to nie tylko pakowanie, wózki i odprawy. To też emocje. Cała ich gama.
Nie ukrywam - stres był. Już w nocy, kiedy mieliśmy wyjeżdżać na lotnisko, nie zmrużyłam oka. Układałam w głowie dziesiątki scenariuszy (nadal ucze sie, by tego nie robić 😅) Nogi mi drżały, serce biło szybciej, a w głowie milion myśli: „Czy dam radę?”, „Czy będzie płakał?”, „Czy ludzie będą się denerwować?”. Każda mama, która podróżowała sama z maluchem, pewnie zna to uczucie.
Na szczęście rzeczywistość okazała się dużo łagodniejsza, niż podpowiadała mi wyobraźnia. Kiedy usiedliśmy w samolocie, zauważyłam strach w oczach pani, która zajęła miejsce obok nas. Myślę, że w głowie miała już wizję płaczu, krzyku i kopania w fotel 😅
Po wylądowaniu spojrzała na mnie z uśmiechem i powiedziała, że nigdy nie leciała z tak grzecznym dzieckiem! Ta sama Pani pomogła mi znieść bagaż podręczny z samolotu❤️ Na co więc było tyle strachu? 😄 Felek spisał się na medal - trochę się zdrzemnął, trochę pobawił, popodziwiał widoki za oknem (a spinery i książeczka zrobiły swoje!)
Tak więc, kilka osób uśmiechnęło się, ktoś pomógł z torbą, ktoś inny przepuścił nas w kolejce. I wtedy zrozumiałam, że większość ludzi naprawde nas wspiera, tylko my, Mamy - często z góry zakładamy, że wszyscy patrzą krzywo, gdy nasze dziecko zapłacze.
W drodze powrotnej siedziała za nami pani z bardzo ruchliwym dwulatkiem. Widziałam, jak bardzo się stresowała, dosłownie ten sam lęk, który ja czułam w drodze do Polski. Mały płakał, wyrywał się, trudno było go uspokoić. Ale nikt z pasażerów nie dał jej odczuć, że robi coś źle. Wręcz przeciwnie, ktoś próbował rozweselić malucha, ktoś inny pomógł jej zapiąć pasek od nosidełka, sama też zagadałam i opowiadałam jej jak zjadał mnie stres przed lotem.
To był taki mały, ale ważny moment.
Bo przypomniał mi, że czasem po prostu wystarczy jeden uśmiech, jedno „nie martw się, też to przechodziłam”, żeby komuś zdjąć z ramion tonę stresu.
Myśle, że właśnie w tym tkwi magia podróży z dzieckiem - uczy nas pokory, odwagi i zaufania. Do siebie, do ludzi, do tego, że nawet jeśli coś pójdzie nieidealnie… to ostatecznie i tak dotrzemy do celu 💛
N.🩷
Create Your Own Website With Webador